Wystawy są miejscem gromadzenia się miłośników psów z danego
rejonu, miasta, kraju, bądź też w zależności od rodzaju – wystawców i
uczestników z całego świata. Największą wystawą, mianowaną nazwiskiem
założyciela, jest coroczna wystawa Crufts w angielskim Birmingham. Kilkakrotnie
gościłam w tym mieście, jednak ironią losu – nigdy, kiedy odbywało się
największe i najbardziej spektakularne widowisko w świecie kynologii. Mam
nadzieję, iż wkrótce to ulegnie zmianie. Do wyjazdu zamierzałam się w bieżącym
roku, jednak okazało się niewypałem. Cóż, nie będę teraz żałowała, choć
doskonale wiecie jak długo potrafię opłakiwać swoją porażkę.
10 czerwca na stadionie START w Lublinie odbyła się XLVIII
krajowa wystawa psów rasowych. Uczestniczyło w niej 780 czworonogów, reprezentując
155 ras. Poza wyborami najwspanialszych psich osobników główną atrakcją były
pokazy agility i dog frisbee. A dla zakupoholików – stragany z artykułami
zoologicznymi. Nie zabrakło też apetycznie pachnących gofrów, naleśników i
innych łakoci dla głodnych i wycieńczonych właścicieli. Fakt, faktem – ceny były
wprost kosmiczne, lecz wszystko, co kupi i zje się poza domem zawsze smakuje
inaczej. Wystawy psów są też prawdziwą okazją dla fotografów. Niemal, co druga
osoba dysponowała znakomitej jakości lustrzanką i szeroką gamą obiektywów.
Przyznam, iż głupio czułam się stojąc z moim niewielkim Canonikiem wśród
fanatyków fotografii z niebanalnym sprzętem. Oczywiście, nie można porównać
niewielkiej, krajowej wystawy z kilkudniową, międzynarodową. Jednak nawet ta,
sprawia na mnie ogromne wrażenie, choć nie tak wielkie, jak za pierwszym razem.
Muszę przyznać, że kiedyś uważałam wystawy za drętwe, sztywne i sztuczne
widowisko dla wypucowanych psów i obsesyjnych ludzi. Ach, jak bardzo się
myliłam. Trzeba na własne oczy zobaczyć, aby móc przystąpić do jakiejkolwiek
oceny. Teraz dałabym się pokroić za udział w wystawie. :)
Uczestniczenie w wystawie obudziło we mnie zapał, pozwoliło
ponownie odkryć mi, co naprawdę sprawia mi radość i dlaczego tak bardzo kocham
kynologię. Szkoda, że z dnia na dzień, żyjąc codzienną rutyną powoli zatracam
się w moich pasjach. Smutne, lecz prawdziwe. Jeżeli nie pielęgnujemy swojej
miłości, z czasem traci ona sens. Bo o uczucia należy dbać w szczególności. Dlatego
też właśnie, nie chcę więcej pozostać bierna wobec mojej największej, życiowej
pasji. Zamierzam włączyć się do lubelskiego ZK i postarać się, chociaż o
asystowanie przy wystawach, a jeśli nie zabraknie mi zapału, zacząć powoli
myśleć o wystawianiu. Wielokrotnie dowiodłam sobie, że jeśli czegoś chcę,
jestem w stanie to osiągnąć. Zawsze przypominam sobie te słowa, kiedy formuję
sobie nowy cel, czy ambicję. I choć zdarza się, że nie uniknę porażki, którą
niestety bardzo źle znoszę oraz to, że zniechęca mnie ona do dalszego
działania, z czasem, kiedy się z niej „otrząsam”, to ponownie wkraczam w cykl
dążenia do marzeń. Brzmi jak syzyfowa praca, to prawda, ale z tą różnicą, że dzięki
temu, niemal zawsze osiągamy cokolwiek. Warto mierzyć w księżyc. ;)