Na wstępie pragnę dodać, żebyście nie byli oburzeni moim
brakiem systematyczności. Nie mam za grosz motywacji. Można powiedzieć nawet,
że żyję tylko w swoim umyśle. To w nim plączą się setki moich planów, pomysłów,
a nawet wykonywanych czynności. I w miarę upływu czasu (choćby był to minimalny
dystans) wszystko zanika. Niestety, myśl jest lotna.
Ilekroć mówię sobie, że to już ten czas – pora skończyć z
bezczynnością, odegnać brzydkie nawyki, usiąść i po prostu skupić się na tym,
co jest teraz, a nie uciekać gdzieś w głąb przeszłości, czy przyszłości jak to
mam w zwyczaju, to jednak nie da się. Bardzo ciężko znoszę jakiekolwiek zmiany.
Sentymentalność stanowi przede wszystkim wadę.
Wiosna to czas przebudzenia…czas, kiedy wszystko, co ospałe
zimową aurą budzi się, by ponownie wkroczyć w cykl życia.
Odradzają się wtedy nasze pasje, zamiłowania. To czas
radości, który naturalnie musi nastąpić po nostalgicznej i pełnej zadumy zimie.
Czy ja lubię wiosnę? Rzecz jasna. Jednak dla mnie każda pora roku stanowi
dopełnienie. Latem potrzebujemy tej chwili zapomnienia, oderwania się od
codziennych obowiązków, radości i zabawy. Wtedy Ziemia jest młoda i beztroska. Z
przyjściem jesieni wiążę się przygotowanie na powagę, dorosłość świata. Zima
natomiast, kres życia i czas bliskości. Spotkałam się z określeniem, że w tym
okresie świat umiera. Racja. By narodzić się na nowo właśnie wiosną. Dlatego
uosabiam ją sobie z czasem dzieciństwa. Popatrzcie jak to jest doskonale
skonstruowane…można porównać pory roku do życia człowieka. Tyle, że nie mamy
jednak tej szansy odrodzenia się na nowo. Choć…to sporna kwestia, nawet w moim
umyśle.
Pierwsze promienie słońca, ekscytacja i euforia z powodu dodatnich
stopni na rtęci termometru – coś, czego jak zakładam doświadcza każdy z nas. Ja
również. Bo widzicie, wiosna budzi we mnie nowe nadzieje. Mimo, że mój
krytyczny zapał niemal do wszystkiego, nigdy nie opuszcza, to jednak tą porą
dzieje się coś magicznego. Można to zaobserwować nawet po zachowaniu naszych czworonożnych
pupili. Lara, mimo swojego wszędzie rozsiewanego optymizmu i pozytywizmu(idealnie
się dopełniamy. Mój psiak, otwarty na świat i ja nieco bardziej przymknięta, że
tak kolokwialnie powiem)o każdej porze roku, wiosną odnawia swoją pozytywną
energię, by móc dzielić się nią ze swoją schorowaną i gburowatą pańcią. A jest
warto. Bo co, jak co, ale to przede wszystkim dla niej wstaję codziennie z
nadzieja na poprawę i zasypiam z myślą, że to lepsze jutro jest właśnie teraz.
Nie obiecuję nic, nie planuję, więc nie powiem Wam, o czym
będę pisać w następnych postach. Moją wymówką, że piszę tak rzadko może być to,
iż w to, co piszę wkładam całe swoje serce. I lepiej odezwać się raz na jakiś
czas, przekazując jakieś wartości, niżeli paplać bez przerwy, ale płytko i
bezsensownie.
Jak i obiecałam, tak i jestem. Z wielkim bananem na gębie. Rzeczywiście widać, że wkładasz w to całe *serduszko <3*. A Samuel jak zawsze się wtrąca xD Pisz dalej, w swoim tempie, ale tak bosko jak dotychczas ^^
OdpowiedzUsuńWiosna daje dużo szczęścia, ale także przynosi ZŁOWROGIE ROBAKI xd Ja osobiście wolę jak jest nie za zimno i nie gorąco, czyli wczesna jesień, albo wczesna wiosna i tak jest ok. Lara jak zwykle cudowna i psiak na pierwszym zdjęciu też, bo jak mniemam zauważyć do Lary podobny nie jest ;p Uwielbiam jak piszesz o.O Czekam na kolejne notki ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Uwielbiam lato, chociaż przyznam, że chwilami mam dość słońca.
OdpowiedzUsuńWidać, ze w bloga wkładasz całe serdeuszko.
Piękne zdjęcia, na drugim od końca Twój pupilek ma strasznie słodkie oczy. :)
Ps. Zaczełam obserwować Twój blog. ;)
Ach, zapomniałam poinformować, że na przed ostatnim zdjęciu znajduje się Bary - piesek babci :)
OdpowiedzUsuń